Na zielonej łące Ktoś ślad swój zostawił
Ślad harmonii życia, co brązem się mieni
Popatrz – polanka tak licha zarosła już cierniem
Cierniem, co swym kolcem transcendencję zgłębia
Krwista snu otoczka, zamyka ją w chwale
Życie, co tu toczy – jak motyla oczy
Usłysz kto tak cicho, tka nicią ornament
Siedem blasków róży – zapach jej, niewinność
Obfitość tak wielka na tak małym pólku
Wąska rzeka na pól dzieli ją rozkosznie
Tą polanę lichą, we wsi pod Kobyłką
Mazowiecka Nadma woła mnie, gdy zbłądzę
Ktoś na rzeczce stworzył betonową tamkę
Niby nieświadomie, lecz przypadku nie ma
Na jej samym skrawku krzyżuje swe nogi
Zamykam swe oczy i wiem, że nie spadnę
Gdy patrzę na taflę cichego strumienia
Widzę oczka wodne, na dnie jasny piasek
Każda chwila – płynna, zmienia tor wydarzeń
To co podświadome szybko się oczyszcza
Wdzięczność serca sama rozpala się we mnie
Samo Serce śpiewa, chwila ta jest świętą
Choć to niezgłębione – wszystko to pojmuję
Lecz nie moc rozumu decyduje o tym….
Bo go teraz nie ma…
Jestem tu samotny, nikt tu nie zagląda
Tylko świerszczy brzmienie…
I ptak, co przeleciał
Rozdzielenia nie ma! Bóg okazał litość
Nad grzesznikiem wielkim….
Bóg jest dobrym Ojcem, a my jego Dziećmi